1/24/2013

Rozdział I



Z zewnątrz i z per­spek­ty­wy cza­su łat­wo było kry­tyko­wać po fak­cie nasze działania, lecz w rzeczy­wis­tym świecie, w rzeczy­wis­tym cza­sie, de­cyz­je nie zaw­sze były łatwe. *



-Jest inna droga. - głowy dwóch osób obecnych w sali tronowej zwróciły się w stronę właściciela głosu. Był nim człowiek, władający sztuką magiczną, zazwyczaj na takich jak on mówiono mag, tudzież czarodziej. Ten tutaj był całkiem specyficzną istotą. Był chudy jak tyczka, na siebie zarzuconą miał szatę do podłogi koloru bzu, w dłoni trzymał laskę, wyższą niż on sam, o którą za każdym razem się opierał. Włosy były w odcieniu mlecznym, długa broda sięgała prawie do pępka, zaś włosy spięte były w koński ogon na czubku głowy. Mawiali na niego Armac był nadwornym czarodziejem, doradcą króla i jego przyjacielem. - każdy z nas zna „legendę o pięciu żywiołach"*, jednak niewielu wierzy w to, iż mówi ona prawdę.
-Chcesz nam powiedzieć, że istnieją inne krainy? - pytanie padło od kobiety o oczach, których kolor przypominał niebo w gwieździstą noc, widać był w nich nadzieję, wiarę, że jeszcze nie wszystko stracone. Czarne włosy miała upięte w dobieranego warkocza, który opadał na plecy i kończył się za łopatkami, na czubku głowy widniała zaś korona.
- Denar, kochana, chyba nie uwierzysz w to, że istnieją krainy, o których nie mamy pojęcia! - męski baryton rozbrzmiał po sali tronowej. Gondar, król i władca wszystkich krain Armandii, stał wpatrując się na przemian to w swoją żonę, to w Armaca. Znał legendę, tak samo jak każdy mieszkaniec tych ziem. Była ona jednak tylko opowieścią, przekazywaną z pokolenia na pokolenia, czymś, czym usypiano dzieci wieczorem, mitem. - Armacu, zechcesz to sprostować?
Zwrócił swoje zielone oczy w stronę starego czarodzieja. Na jego twarzy malowało się wyczekiwanie. Zdjął z głowy koronę i przeczesał dłonią blond włosy. Podszedł do tronu i złożył na nim koronę, choć tak właściwie miał ochotę na niego opaść i rozłożyć się leniwie, prosząc, aby ktoś zabrał od niego ten dzień.
- Ależ Panie, miałem na myśli dokładnie to, co powiedziałem. Istnieje pięć krain Armandia, Melfast, Tarem, Ziemia i Rair. Przejść można do nich portalami, znajdującymi się w najróżniejszych i najdziwaczniejszych miejscach w naszej krainie.
-Dlaczego nic mi o tym nie wiadomo? - Gondar nie dawał za wygraną, potrzebował dowodów, był człowiekiem, który najpierw myślał i analizował, a dopiero później robił. Jak miał uwierzyć w to, że istnieją cztery inne krainy. Inne światy, o których wciągu swojego prawie czterdziestoletniego życia nie słyszał ani razu. Patrzył wyczekująco na Armaca, miał nadzieję, że czarodzieja nie naszedł dzisiaj humor na robienie sobie z niego żartów. Z nim nigdy nie było nic wiadomo na pewno, Gondar przez całą znajomość uważał czarodzieja za dziwną osobistość, jednak cenił jego rady i umiejętności.
- Jest to wiedza, która nie powinna zostać rozprzestrzeniania. Mogę przeprowadzić po jednej osobie do każdej krainy, rzucając przy tym czar zapomnienia i tworząc dla nich dom w tamtym świecie.
- Mamy pięcioro dzieci. - odezwała się królowa, powoli docierało do niej co sugerował czarodziej. Czy nie było innego wyjścia? Czy jedyną drogą do uratowania jej dzieci, było stracenie ich? Wiedziała jednak, że zrobi wszystko co konieczne by chronić ich.
- Wiem Pani, jednak sugeruję by pozostawić jednego z dziedziców tutaj.  Myślę, że powinniście dokładnie to przemyśleć. Przybędę jutro o świcie, by przeprowadzić pierwszą osobę. Wybierajcie rozważnie.
Z tymi słowami dokonał ukłonu i ruszył ku drzwiom, zostawiając królewską parę samą w sali tronowej. Jeszcze przez jakiś czas słychać było jego miarowy krok i uderzenia laski o posadzkę.


~*~*~*~*~


Drzwi komnat królewskich otworzyły się z hukiem. Dwójka władców podniosła swoje głowy zaskoczona nagłym hałasem, który został wydany przez drzwi, odbijające się od ścian. Przez wejście weszła spiesznie Nymira. 
- Ojcze, matko - zaczęła, jej opadające na plecy blond włosy zmierzwione były przez wiatr, kilka kosmyków sterczało pod dziwnymi kątami nad głową, policzki miała zaróżowione, a niebieskie oczy ukazywały strach - przyszła wiadomość od Cyma
Weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi. Królewska para podniosła się z miejsc. Gondar podszedł do królowej łapiąc ją za rękę.
- Co się stało? - zapytał, nie spuszczając z wzroku z swojej córki. Wiedział bowiem, że Nymira na co dzień zajmowała się swoimi sprawami i przygotowaniami do objęcia tronu. Prawdopodobieństwo na to, by sama przyszła do ich komnat nie mając wraz z sobą ważnej wiadomości była więc niewielka.
- Isan, dowiedział się o równoległych krainach. Cym pisze, że zaczyna właśnie szukać portali, nie udało mu się jednak dowiedzieć nic więcej poza tym, co napisał. Ojcze, co robimy? 
Nymira przeczesała blond włosy dłonią, zbierając je na czubku głowy i upinając w koka. Były one tego samego koloru, co te, zdobiące głowę króla. Gondar zaś przetarł dłonią twarz. Puścił dłoń Denar i ruszył do jednego z krzeseł. Opadł na nie, na kolanach opierając dłonie, na nich zaś twarz. Królowa podeszła do swego męża, kładąc dłoń na jego ramieniu. 
- Proponuję wysłać oddział do dworu w Vemenf, bo tam własnie w chwili obecnej znajduje się Isan. Pozwól mi zebrać ludzi, opracować plan i spróbować się pozbyć tego gnojka. - cała jej osoba ukazywała pewność siebie i odwagę, w oczach nie można było dostrzec już strachu, a determinację. - Pokonam go ojcze, jestem w stanie, władam czterema żywiołami, przy odpowiednio...
- Dosyć.-  przerwał Gondar podnosząc głowę na córkę. Jego twarz ukazywała żałość, czy nie dość już w życiu stracił? Czy naprawdę musiał teraz posyłać jedyne pozostałe mu dziecko prosto w paszczę lwa?
- Ale tato.. 
- Przestań, powiedziałem. 
Przyszła następczyni tronu chciała się kłócić, móc dowieść swoich racji, jednak została uciszona, a znała swojego ojca już na tyle dobrze, by wiedzieć, że wchodzenie z nim w dyskusje nie przynosi żadnych efektów. Założyła dłonie na klatce piersiowej i stanęła wyczekująco, jeśli ojciec nie chciał pozwolić jej na działanie musiał wymyślić inny plan.
- Donar, co zrobimy? - zapytał król swojej milczącej małżonki, odwracając głowę i spoglądając na nią. Królowa już otwierała usta, by coś powiedzieć, jednak drzwi po raz kolejny tego dnia otworzyły się z hukiem, na co cała trójka podskoczyła, odwracając się w stronę wejścia. Przez drzwi wszedł nie kto inny jak Armac. 
- Armacu, mógłbyś wejść kiedyś po uprzednim zapukaniu. - powiedziała Denar. Czarodziej działał jej na nerwy swoim pojawianiem się, znała go prawie całe swoje życie i chyba nie widziała jeszcze by ten siwy człowiek kiedykolwiek zapukał.
- Witaj Pani, wybacz, ale pukanie zabiera czas na zwroty grzecznościowe, które nie są nam niezbędne.
Armac ukłonił się królowej, jak za każdym razem gdy ta strofowała go za jego maniery. Następnie podniósł i przeszedł w miejsce pod okno z którego miał widok na całą trójkę. 
- Trzeba sprowadzić dziedziców, Nymira musi odwrócić uwagę Isana, to nam kupi trochę czasu. Proponuję zebrać drużynę która po kolei odnajdzie i sprowadzi wasze dzieci. 
Czarodziej nie czekał długo na rozpoczęcie swojej wypowiedzi, zaczął od razu jak tylko ustawił się na swoim miejscu, spokojnie czekając na reakcję. Nymira lekko się uśmiechała, wiedząc, że słowa czarodzieja pokrywają się z jej. Chcąc nie chcąc ojciec musiał się zgodzić.
- Nie mogę jej do niego puścić. - zaprotestował Gondar, stracił już czwórkę dzieci, nie chciał kolejnego z nich posyłać na pewną śmierć. Denar stojąca nadal za mężem ścisnęła jego ramię, próbując przekazać mu siłę i nadzieję. 
- Nie zabije jej, jeśli nie będzie miała chrebatu. Nymira zostawi swoją moc pośrednikowi, który schowa go w bezpiecznym miejscu. Isan zajmie się nią, wybacz  Nymiro, ale nie sądzę byś była w stanie go pokonać. Jednak możesz kupić nam czas. - blondynka już się chciała odezwać, ale czarodziej uciszył ją podnosząc dłoń - będziesz miała moc, jeszcze przez dwa dni od oddania chrebatu. Moc wróci do Ciebie razem z oddechem. W drużynie będzie potrzebny co najmniej jednen sanil reszta zależy od was, myślę, że przyda się czarodziej powinno być też kilku eblitów, jednak drużyna nie powinna mieć więcej niż 10 osób. Przenosząc wasze dzieci zostawiłem przy nich najlepszych absolwentów z Akademii Żywiołów, trzyosobową straż, która miała się nimi zajmować. 
W sali zapadła cisza, twarz blondynki ukazywała irytację, widać było że zatopiona jest w myślach, w których niekoniecznie padają miłe słowa. Gondar zaś ponownie patrzył na swoją żonę, która skinęła głową. Widziała że jej ukochany zadaje jej nieme pytanie o zgodę, gdyż sam ma wątpliwości. 
- Zgodzę się, jeśli będziesz dowodził tą drużyną, czarodzieju. - odezwał się król podnosząc z krzesła i robiąc kilka kroków w stronę Armaca- sam zbierasz drużynę i wyruszasz już dziś.
- Zacznę natychmiast - odezwał się, kłaniając się i wychodząc z sali.
- Ojcze... 
- Słyszałaś co robić. Dogoń go i niech Ci powie o powierniku, jutro masz wyruszyć.
Nymira chciała coś jeszcze dodać, przekonać ojca, że może nie tylko kupić im czas, ale i pokonać Isana, niestety po raz kolejny jej przerwano. Była już dostatecznie zirytowana, nie dość, że w nią nie wierzono, to jeszcze nie dawano jej nic powiedzieć. Odwróciła się na pięcie i wbiegła z pokoju chcąc  dogonić odgłos laski uderzając o posadzkę, którą dzierżył czarodziej.



~*~*~*~*~


Król Gondar przechadzał się niespokojnie po swoich komnatach. Jego żona, Derna, siedziała w krześle, zdobionym kosztownymi kamienia i wyszytym czerwonym jedwabiem, dłonie miała ułożone na stole, obiema obejmowała złoty puchar, na jej twarzy widniała troska i zmartwienie. Wzrok Gondara skupiony był cały czas na podłodze, a pomiędzy brwiami i na czole można było dostrzec zmarszczki, świadczące o skupieniu i rozmyślaniu. Jedną dłonią trzymał drugą za plecami, a stopom nadawał ciągle ten sam kierunek. Jego wędrówka kończyła się, gdy napotykał przeszkodę w postaci ściany, wtedy odwracał się i kontynuował swą podróż po komnacie.
-Nie powinniśmy wysyłać ich do równoległych światów. - odezwał się mniej więcej po godzinie.
-Zrobiliśmy to dla ich dobra. - Głos królowej brzmiał spokojnie i pewnie, tylko w jej zielonych oczach można było dostrzec uczucia, które szalały wewnątrz niej. Uniosła do ust złoty puchar i napiła się z niego, gdy tylko trunek przelał się przez gardło, poczuła w ustach smak cierpkiego wina. Spojrzenie swoich granatowych jak noc oczu skierowała na króla.
- Powinni przejść dwa lata temu Orbentach, mieliśmy dowiedzieć się, które z nich jest najsilniejsze, zamiast tego, nie wiemy nawet gdzie oni są, ani jak sobie radzą w tych cholernych światach! - gniew ogarnął Gordona, irytował się i złościł za każdym razem gdy wspominał swoje dzieci. Gdyby nie przeklęty Isen, który potrzebował chrebatów wielki Zio* wie do czego, życie Gondara biegłoby swoim normalnym torem. W szesnaste urodziny najmłodszego z dziedziców, wszystkie dzieci królewskiej pary przystępowały do Obertach. Był to swojego rodzaju turniej, który miał za zadanie wyłonić kolejnego władcę, bez względu na płeć czy wiek. 
Jednak zagrożenie ze strony Isana rosło, pustoszył wioski, odzierając Eblitów z ich mocy. Pewnego dnia dochodząc do wniosku, że jedynymi z którymi jego projekt może się powieść są chrebaty następców królewskiej pary.  Armac, nadworny czarodziej, żyjący już ponad kilka stuleci, zaproponował wtedy ukrycie czwórki dziedziców w równoległych światach. Był to plan niemal idealny, gdyż przejścia do nich znało niewielu, więc ryzyko iż zna je i Isan było znikome. Pokonanie czarodzieja do tej pory było względnie trudne. Dlaczego? Miał on pod sobą naprawdę dużo istot różnych maści. A jego posiadłość była pod odpowiednim nadzorem, tak, że przedostanie się tam, był rzeczą niełatwą. Szpieg Gondara kilka dni temu przysłał na dwór wiadomość, która potwierdzała informacje, że wrogi czarodziej dowiedział się o równoległych światach i rozpoczął poszukiwanie portali do nich. Armac i Nymira wyruszyli ze swoimi misjami, a on musiał siedzieć na tyłku w zamku nie mogąc zrobić nic. Jedyne na co mógł sobie pozwolić to nadzieja, że żadne z nich nie zawiedzie.


*Legenda o pięciu żywiołach dostępna będzie już niedługo w Kompendium
**Opisy wymienionych krain dostępne będą w Kompendium wraz z rozwojem akcji.
***Chrebat – ogólna nazwa mocy eblita, nazywana też oddechem.
**** Zio - bóg, opisy wszystkich znajdują się w Kompendium.


*Nicholas Sparks


___________________________________________________

Powoli do przodu. 
Błędów pewnie od cholery, bo nadal nie mam pomocnika ;)
Znaczy już mam, ale korekta niedługo. 
Tak więc wszytko co zauważycie, piszcie!
Będę wdzięczna, bardzoo, bardzoo, bardzoo.
Następny pewnie jakoś za miesiąc, jak już uporam się
z sesją, przepisaniem się i życiem.